„Ponoć kobiety są w środku.”[1]
Kiedyś byliśmy duszami. Byliśmy jednością. Byliśmy miłością. Braliśmy i dawaliśmy z potrzeby serca, nie z potrzeby zysku. Odkąd staliśmy się materialni zaczęliśmy handlować. Najpierw tym, co zostało nam dane, czyli sami sobą. Potem tym, co nauczyliśmy się tworzyć, czyli złudzeniami, które zwykliśmy nazywać dobrami materialnymi. Jednak to nie wystarczało. Kupczenie przestało wystarczać i wtedy pojawiła się chęć zawładnięcia. Najpierw tym, co było nam najbliższe, czyli drugim człowiekiem. Potem tym, co zwykliśmy nazywać jego stanem posiadania. Ludzie zaczęli ustawiać się w kolejkach po spełnienie i po weryfikację, ale w swej krótkowzroczności nie zauważyli, że tu nie o spełnienie i nie o weryfikację chodzi, ale o własne słabości, o bezsilność, które stały się źródłem konfliktu między kobietą a mężczyzną. A przecież zarówna mężczyzna jak i kobieta to zawsze najpierw człowiek. Człowiek, którego „(…) wznosi ponad zwierzęta nie to, że daje życie, lecz że je ryzykuje; dlatego ludzkość wyżej stawia nie tę płeć, która rodzi, ale tę, która zabija.”[2]A zabija z lęku, którego ów człowiek stał się niewolnikiem. Zabija z własnej niemocy, której stał się cichym wspólnikiem. Zabija z braku zrozumienia, że nie o rywalizację tu chodzi, a o współistnienie i współodczuwanie.
O ile jestem w stanie zrozumieć walkę o władzę w przypadku polityka, o tyle nie pojmuję zasadności tej walki w przypadku intelektualisty czy literata. Ten drugi bowiem ma tylko permanentnie niezaspokojoną potrzebę bycia uznanym, a to za słaba motywacja do walki o władzę. Mimo to on pragnie władać, pragnie posiadać. A kiedy już posiądzie wszystkie dobra materialne i to, co w życiu zawodowym nazywamy sukcesem, pragnie posiąść kobietę. I nie wystarczy, że już ją posiadł. On z wszech miar pragnie ją „naznaczyć” tak, by już na zawsze pozostała jego własnością. Jednak nawet najbardziej zarozumiały, bufon, ignorant wie, że to, co po sobie pozostawi w kobiecie, to jedynie wspomnienie, które z czasem wyblaknie w promiennym świetle nowego przeżycia. Ta męska porażka, tak dogłębnie opisana w literaturze, została zogniskowana w kobiecie. To kobietę zwie się zdradliwą choć z natury jej ciało zostało przeznaczone dla mężczyzny w ogóle, a nie dla jednego w szczególności. Lecz on chce posiadać. Zapomniał tylko, że jako istota cielesna może dotknąć innej istoty, posiadającej ciało. I tak mężczyzna w swej chęci posiadania nieustannie powraca do kolebki kobiecego łona, z której niegdyś był wyszedł na ten świat. I zupełnie niepostrzeżenie dając się unieść rozkoszy, zostaje pochłonięty przez wilgotny mrok immanencji. Chciał posiadać- oto sam został wzięty w posiadanie. Dzieje się tak za każdym razem, gdy mężczyzna, zamiast sprzymierzeńca, równej sobie partnerki, szuka w kobiecie własnej wielkości. Niestety jedyne co wówczas znajduje, to własne poniżenie.
„Powiadają, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. Nieprawda! Prawdziwy mężczyzna powinien uszczęśliwić prawdziwą kobietę.”[3]
Oto prawdziwe przeznaczenie mężczyzny. Sprawą kobiety jest natomiast oczekiwanie na prawdziwego mężczyznę. Ich wspólne spełnienie zawsze jest dziełem Niebios. Tylko w takich ludzi angażuje się Bóg- owa siła sprawcza, Los. Pozostałych, tych, którzy nadal chcą toczyć walkę, zostawia się przypadkowi.
Tak, jestem kobietą. Tak, jestem Isztar z Babilonu, którą ty nazwałeś cudzołożnicą. Tak, jestem Astarte z rodu Semitów, którą ty rzuciłeś pod stopy hebrajskim kapłanom. Tak, jestem Rea z greckiego Panteonu, która urodziła twoje dzieci, a ty je pożarłeś w obawie przed utratą władzy. Tak, jestem Jzyda z egipskich piasków pustyni, która przywróciła cię do życia, składając poćwiartowane przez twego brata części twego ciała. Wszystko to robiłam z miłości do ciebie, a ty ze strachu, nie z miłości składałeś mi hołd, o który nie prosiłam, i uznałeś, że jedynym sposobem twojego spełnienia będzie strącenie mnie z tronu zamiast zajęcie miejsca obok mnie. A ja pragnę tylko być twoim sprzymierzeńcem, twoją towarzyszką życia. Pragnę być Łaską, która prowadzi chrześcijanina do Boga. Pragnę być Beatrycze, która oprowadza Dantego po zaświatach. Pragnę być Laurką, która wzywa Petrarkę na szczyty poezji. Ja nie muszę być chrześcijanką, ja nie muszę być Dantem, ja nie muszę być Petrarką, ja nie muszę stać w żadnej kolejce, bo ja nie szukam własnej wielkości tam, gdzie jej nie ma.
[1] Odwołanie do numeru 5. Miesięcznika „Twórczość”, na okładce którego znalazły się same męskie nazwiska; https://kultura.onet.pl/wiadomosci/burza-wokol-okladki-miesiecznika-tworczosc-ponoc-kobiety-sa-w-srodku/pqz4tln
[2] Simone de Beauvoir, Druga płeć
[3] R. Krawczyk, Jadeitowy Budda