„(…)nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie(…)” Julio Cortazar Długo zastanawiałam się, co Cortazar chciał przekazać czytelnikom, pisząc zacytowane wyżej słowa w książce „Gra w klasy”? Czy jest możliwe, że niektórzy ludzie przeżywają znaczną część życia trwając w stanie uśpienia? Nie doświadczają w pełni świadomie? Dlaczego? Z lęku? Z obawy przed ujrzeniem prawdy? Z braku zrozumienia tego, czym jest życie, a czym śmierć, bo podobno sen jest bratem śmierci? Niebezpiecznie jest otwierać oczy, żeby widzieć, wystarczy tylko patrzeć? A może z lenistwa, bo wygodniej jest spać niż żyć? Może dla tej części społeczeństwa to przebudzenie jest najgorsze… Mimo to, jestem przekonana, że coraz więcej osób mogłoby powiedzieć coś zgoła przeciwnego, gdyż dla nich przebudzenie, to dopiero zapowiedź pełni życia. Ci bowiem śnią, nie po to, by uciec od rzeczywistości, ale po to, by zgłębić tajemnicę istnienia. Nie muszą stawać przed wyborem jak Neo, którą pigułkę połknąć: czerwoną czy niebieską? Oni akceptują życie takim, jakie jest, bez konieczności racjonalizowania, negowania, czy wypierania tego, co dla innych było by nie do przyjęcia. Każdej nocy, zamknąwszy powieki, oglądają groteskowy spektakl, w czasie którego przyglądają się dziwacznemu korowodowi postaci, w jeszcze bardziej surrealistycznej scenerii, które odtwarzają ich autobiograficzne wątki… Autobiograficzne? Więc oni to my? Można się zagubić w krainie Morfeusza. Chyba że za przewodnika weźmie się NAUKĘ. Wtedy okazuje się, że ta parada odrealnionych postaci to dobrze zorganizowane działanie mózgu, który porządkuje zgromadzone w ciągu dnia doświadczenia. I tak oto sen, zamiast ucieczką, staje się lekarstwem, które ugruntowuje naszą pamięć i ożywia kreatywność, regeneruje ciało, wprawia człowieka w dobry nastrój. Cudowne walory snu wychwalał już w XVII wieku Szekspir, który w „Makbecie” napisał, że sen to „najposilniejszy składnik uczty życia”. Także żyjący w I w. n. e Kwintylian pisał o dobroczynnym wpływie snu na pamięć. A w 1964 roku Paul Simon i Art Garfunkel napisali słowa popularnej dziś piosenki „The Sound of Silence”, które opowiadają o tym niezwykłym procesie, który zachodzi w naszych umysłach podczas snu. Ci dwaj artyści napisali o starym przyjacielu- o ciemności (o śnie) oraz o sposobie utrwalania w pamięci wspomnień. Więc nie ma się czego bać? Nawet tego, że gdy zaśniemy, to możemy się nie obudzić? „Umrzeć? Nie przejmuję się tym.”- pisał Tiziano Terzani- „Chciałbym tylko, żeby mnie tam nie było, kiedy to się stanie.” Być może owo „Umrzeć?” jest lepsze niż życie w uśpieniu, w permanentnym stanie braku świadomości? Wystarczy rozejrzeć się dookoła, aby dostrzec, że wielu ludzi jest martwych, mimo że automatycznie wykonują każdego dnia swoją rutynę. Jak twierdzą, nie mają już nic do zrobienia, nic do odkrycia, nic dobrego już ich w życiu nie spotka… Jakie to smutne. Emmanuel Carrere napisał: „Seneka sądzi, (…) że być martwym, to mieć wszystko za sobą.” To zdanie potwierdza moje przypuszczenie, że śmierć ma nie tylko fizyczny wymiar. Może więc sposobem na to, by pozostać żywym także wewnętrznie, jest przesypianie naukowo wyliczonych ośmiu godzin na dobę. Dowiedziono bowiem, iż niewyspanie prowadzi do złego nastroju, pogorszenia koncentracji, nadpobudliwości emocjonalnej, spadku poziomu kreatywności, pogorszenia pamięci, a nawet przerw w świadomości zwanych mikrosnami. Te ostatnie bywają jedną z przyczyn wielu wypadków samochodowych spowodowanych „zasypianiem za kierownicą”, które wg naukowców jest niczym innym jak kilkusekundowym wyłączaniem się przemęczonego niewyspaniem mózgu. Jeśli te przykłady nie przekonują nocnych marków, to może uczynią to słowa Heraklita, który napisał: „Budzący się mężczyźni mają jeden wspólny im świat. We śnie wszyscy wracają do własnego świata.” Mnie słowa tego filozofa przekonują, choć nieco bym je zmodyfikowała: „Budzący się ludzie mają jeden wspólny im świat. We śnie wszyscy wracają do własnego świata.” Renata Diaków