„Puste worki nadyma wiatr, bezmyślnych ludzi- próżność. ”
Sokrates
Książka to cudowny wynalazek. Dzięki temu mogę w domowym zaciszu, popijając aromatyczną kawę, odbywać fascynujące podróże i niebywałe spotkania. Czas zaczyna naginać znane mi prawa fizyki, a przestrzeń zmienia formy. Jednak najciekawsze są rozmowy. Jak rzekł był Kartezjusz: „Czytanie dobrych książek jest niczym rozmowa z najwspanialszymi ludźmi minionych czasów.” Tylko skąd pewność, że książka ta, czy owa jest tą, którą można nazwać dobrą? Wie to każdy, kto w swojej codzienności korzysta z tego wynalazku. Umie to rozpoznać, bo znajduje w książce to, czego szukał. Ja znajduję stale. Ostatnio taka dobra książka trafiła w moje ręce za sprawą znajomej, która podarowała mi ją przy okazji odwiedzin. Zaparzyłam kawę i wdałam się w rozmowę z panem Gieorgijem Iwanowiczem Gurdżijewem . Potrzebowałam chwili, żeby oswoić się z jego nieco obłędnym spojrzeniem, ekscentrycznym sposobem bycia oraz nietypowym słownikiem. Wszystkie te zewnętrzności mogłyby zostać odebrane jako przejawy nadęcia tego indywiduum, ale szybko zorientowałam się, że to specyfika poczucia humoru owego jegomościa. Więc odetchnęłam z ulgą i bez zahamowań wdałam się w rozmowę, która wodziła nas za nosy, krążąc wokół jednego zagadnienia. Pierwszy wniosek, który nasunął mi się na myśl w wyniku naszej rozmowy, dotyczy zachowań ludzi. Otóż mimo tak zwanego upływu czasu ludzie najczęściej zachowują się albo wyniośle, albo uniżenie. Nie pomogła nawet likwidacja podziału klasowego. Dziś nikt nie musi odczuwać dyskomfortu z powodu swojego miejsca urodzenia, czy pochodzenia. Nie to stanowi o wartości człowieka. To wiedza powszechnie dostępna. Mimo to, obserwując zachowania ludzi w różnych sytuacjach wciąż wyjątkiem jest zobaczyć dwie osoby, które rozmawiałyby ze sobą „jak równy z równym”. Wystarczy, że do głosu dojdzie ego, które ślepo utożsamia się z pełnioną funkcją, czy piastowanym stanowiskiem, a człowiek ten zaczyna swojego rozmówcę traktować z pychą, protekcjonalnością lub nawet z pogardą. Jeśli zaś ten drugi nie uznaje szczerze wyższości rozmówcy, chcąc zachować pozory, uwidacznia pokraczne zachowania podszyte samouniżeniem, fałszywą pokorą, lizusostwem, czy wazeliniarstwem. Smutna to prawda, ale jak mówił Kartezjusz: „Prawda ma charakter bezwzględny.” Drugi wniosek podszyty jest obawami przed ośmieszeniem, brakiem poczucia własnej wartości lub co gorsza kompetencji. Dlatego metodą maskującą te deficyty jest „zadziobywanie”. Jeśli jesteś pewny siebie, nie przez pryzmat zdobytego tytułu, piastowanego stanowiska, ale przez pryzmat czynów, w najlepszym wypadku wyrzucą cię z gniazda zanim urosną ci pióra, w najgorszym- cię zadziobią. A przecież mogliby się od ciebie wiele nauczyć. Taka postawa w niczym by im nie umniejszała. To też wiedza powszechnie dostępna. Mimo to, wciąż znajduję pod drzewami wyrzucone z gniazda ptaki. Z wielu z nich wyrastają orły. Cóż, jak mawiał Kartezjusz: „Nie wystarczy mieć sprawnego umysłu, trzeba go jeszcze dobrze używać.” Wyrzucić z gniazda orła, to tak jakby dostać w restauracji obiad z puszki zamiast potrawy przygotowanej ze świeżych produktów i dać sobie wmówić, że to jedno z siedemdziesięciu ośmiu dań, widniejących w menu, nawiasem mówiąc, amerykańskiej restauracji. Bo teraz mamy modę na wszystko, co amerykańskie. Zatem to nie przypadek, bo w życiu nie ma przypadków, że pan Gurdżijew opowiedział mi pewną anegdotę ze swej podróży. Otóż z powodu swojego żołądka zaszedł był do pewnej wykwintnej restauracji, w której siedziało wiele eleganckich osób. Spojrzał na menu i zdumiał się wielce, gdy zobaczył, że może wybierać spośród siedemdziesięciu ośmiu potraw. Zaczął więc mądrze używać swojego umysłu i drogą dedukcji doszedł do wniosku, że skoro do ugotowania jednej potrawy zwykle potrzebujemy dwóch- trzech garnków, to w kuchni tej restauracji musi być ich około trzystu. Cóż to musi być za kuchnia! Zapragnął ją zobaczyć. Przekonał kelnera i ten zaprowadził go tam, gdzie obnażona została prawda. Otóż przy zwykłej kuchence gazowej stał jeden „kucharz”. Postawił na palniku jedną patelnię. Wyjął z szafki puszkę, otworzył ją i wlał na patelnię jej zawartość. Potem odgrzane jedzenie ułożył starannie na pięknym talerzu. Polał to czymś z innej puszki i udekorował gałązką jakiegoś ziela. Tak przygotowane danie kelner zaniósł do stolika bardzo eleganckiego pana, który pysznił się patrząc na to, co było na talerzu, bo zapłacił krocie za danie numer siedemdziesiąt osiem, którego nazwy nie potrafię powtórzyć. Kolejny wniosek dotyczy religii. Większość z nas to chrześcijanie, to katolicy. Ludzie wierzący w Boga, praktykujący lub nie, ale zdeklarowani. Czemu więc niektórzy czynią innym, co im samym niemiłe? Czemu więc nie kochają bliźniego jak siebie samego? Czemu więc klękają w świątyniach udając pokornych? Czemu więc zapewniają, że „odpuszczają swoim winowajcom” skoro w sercach noszą urazę? Czemu więc śpiewają w jednym chórze bijąc się w piersi: „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”, skoro nie uważają się za winnych. Na to pan Gurdżijew odpowiada: „Przecież to wszystko jedno, że śpiewam jak osioł, byleby tylko nazywali mnie słowikiem.” Jaka siła każe człowiekowi poniżać, umniejszać, oceniać, niszczyć drugiego, aby poczuć się lepszym, wywyższyć się, dowieść swojej racji? Ta siła to próżność. Gdyby pan Gurdżijew powiedział tym wszystkim eleganckim ludziom, siedzącym w „ekskluzywnej” restauracji, że jedzą odgrzewane dania z puszki choć zapłacili za nie krocie, zadziobaliby go. To oczywiste. Jak rzekł był Platon: „Za największego wroga ludzie mają tego, kto mówi im prawdę.”, a przecież człowiek to korona stworzenia.
Renata Diaków