Czy naprawdę jesteśmy wolni, skoro boimy się kolorów innych niż biel i czerń? O demokracji, odwadze, iluzji wyboru i o tym, dlaczego warto malować życie całą paletą barw.


„Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.”
<small>— Ewangelia wg św. Jana 8, 31-32</small>


Gdy prawda uwiera jak kamyk w bucie…?

Wolność — jedno z podstawowych praw człowieka. Pisał o niej Herbert Spencer, przypominają o niej konstytucje, ustawy i deklaracje. A jednak dziś to prawo coraz częściej staje się… niebezpieczne. Nie sam fakt wolności, ale jej praktykowanie — szczególnie, gdy próbujemy wyjść poza zero-jedynkowy świat podziałów.

Wybierając biel, stajesz się wrogiem czerni. Wybierając czerń — wrogiem bieli. Gdzie podziały się wszystkie kolory pośrednie?

Natura, jak zauważył Renoir, zna tylko kolory. Biel i czerń to nie kolory, lecz stany światła. A mimo to, to właśnie one zawładnęły dziś wyobraźnią tych, którym oddaliśmy władzę. I to dosłownie.


Czy demokracja stała się spektaklem barw?

Zamiast rozmowy mamy przemilczenia. Zamiast kompetencji — estetykę. „Łysy i pomarszczony” to dziś nowa definicja „doświadczonego redaktora”, jak usłyszałam podczas jednej z poważnych rozmów o poważnym stanowisku. Słowa, które miały być żartem, zdradziły znacznie więcej: kryteria wyboru oderwane od sensu.

Właśnie wtedy przypomniałam sobie, czego uczono mnie w domu: nie zginaj karku. Nie chowaj kolorów. Maluj – swoją postawą, słowami, obrazami – używaj całej palety.


„Biali” i „czarni” — dwa odcienie jednej choroby.

Władza, jak pisał Huxley, wie, że prawda uwiera. Dlatego woli milczenie. I choć mówi się o „oddaniu głosu obywatelom”, to coraz częściej odzywa się jedynie ta „biała” lub „czarna” część społeczeństwa — reszta zostaje „okadzona”. Niby w imię dobra. Niby w celu oczyszczenia. A jednak od tego dymu łzawią nam oczy.

Nie, to nie jest zapach olibanum. To aromat obojętności, manipulacji i braku pokory.


A może warto wrócić do kolorów?

Nie ogoliłam głowy. Nie wyrzuciłam kolorowych ubrań. Wbrew zaleceniom pewnego wydawcy. Nie przestałam mówić i pisać. Bo, jak pięknie ujął to John Ruskin:

„Najczystsze i najoryginalniejsze są te umysły, które najbardziej kochają kolor.”

Nie boję się białego lewiatana ani czarnego diabła. Wiem, że to tylko symbole, które można zamknąć w książkach — i odstawić na półkę. I choć ktoś może zarzucić mi brak pokory, powiem wówczas słowami ks. Wojciecha Węgrzyniaka:

„Czy dając, patrzysz człowiekowi w oczy, i czy dając, dotykasz jego ręki?”

Jeśli nie – to nie dajesz. To tylko pozór.


Nie schylaj głowy. Działaj.

Jeśli ten tekst rezonuje z Tobą — zatrzymaj się na chwilę i pomyśl: kiedy ostatnio miałeś odwagę być kolorowy w świecie pełnym kontrastów, w spolaryzowanym świecie?

Zapraszam Cię do:


Dziękuję Babci i Mamie.
Za to, że nauczyły mnie widzieć więcej.
I za to, że nigdy nie kazały zginać karku.


Podobał Ci się wpis?
Zostaw komentarz, udostępnij go dalej i nie przegap kolejnych – obserwuj mnie na Facebooku lub Instagramie.