„Ponoć kobiety są w środku.”
Tymi słowami rozpoczęła się niedawna burza wokół okładki miesięcznika Twórczość — okładki, na której zabrakło choćby jednego kobiecego nazwiska. Więcej o tym przeczytasz tutaj.

Ale kobiety — te prawdziwe, obecne, twórcze — od wieków były w centrum. Choć często zepchnięte w cień, nigdy nie przestały być źródłem życia, inspiracji i duchowej mocy.


Od jedności do walki

Kiedyś byliśmy jednością. Duszami, które nie znały granic, nie znały pojęcia „moje” i „twoje”. Dzieliliśmy się sobą z potrzeby serca, nie z potrzeby zysku. Dopiero gdy staliśmy się ciałem, pojawiła się chęć posiadania, a za nią — rywalizacja.

Najpierw handlowaliśmy sobą nawzajem, potem złudzeniami, które nazwaliśmy dobrami materialnymi. Aż w końcu zapragnęliśmy zawładnąć drugim człowiekiem. I tak zrodził się konflikt — nie między płciami, lecz między człowiekiem a jego lękiem, między jego wolnością a potrzebą dominacji.

Zarówno kobieta, jak i mężczyzna — to przede wszystkim człowiek. A człowieka, jak pisała Simone de Beauvoir, „wznosi ponad zwierzęta nie to, że daje życie, lecz że je ryzykuje” (Druga płeć). Dlaczego więc walczymy? Dlaczego zabijamy w sobie miłość, zamiast uczyć się współodczuwania i współistnienia?


Mężczyzna i jego złudzenie władzy

Rozumiem, że polityk walczy o władzę. Ale dlaczego pragnie jej literat czy intelektualista? On pragnie jedynie uznania — zbyt kruchego powodu, by z niego uczynić oręż.

A jednak: zdobywszy sukces i dobra materialne, pragnie posiąść kobietę. Nie kocha jej, nie spotyka jako równą. Pragnie ją naznaczyć, by pozostała jego. Zapomina, że kobieta to nie własność. Że jej ciało i dusza nie zostały stworzone dla jednego mężczyzny, ale dla doświadczania bliskości i przepływu.

Mężczyzna, który w kobiecie szuka własnej wielkości, nie znajdzie niczego poza własnym upokorzeniem.


Spełnienie, które przychodzi z góry

Mówi się, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. Nieprawda. Prawdziwy mężczyzna powinien uszczęśliwić prawdziwą kobietę.
(R. Krawczyk, „Jadeitowy Budda”).

To właśnie jest jego zadanie. Kobieta zaś — nie szuka, nie walczy. Czeka. Ale nie w bierności. Czeka z godnością, z otwartością, z gotowością, by przyjąć to, co Los — lub jak kto woli, Bóg — ześle jako dar prawdziwej relacji.


Ja, kobieta

Tak, jestem kobietą.
Jestem Isztar z Babilonu, Astarte, Reą, Izydą.
Byłam z tobą, gdy uciekałeś, gdy zdradzałeś, gdy się bałeś. Nie dla hołdu. Dla miłości.
I choć mnie zrzucałeś z tronu, ja nigdy nie chciałam na nim zasiadać przeciwko tobie.
Chciałam być obok.

Chciałam być Beatrycze, która prowadzi Dantego, Laurą dla Petrarki, Łaską, która prowadzi chrześcijanina ku Bogu. Nie muszę być na piedestale.
Bo nie szukam swojej wielkości tam, gdzie jej nie ma.


Ten wpis jest częścią osobistego cyklu refleksji o kobiecości, męskości, relacjach i duchowej tożsamości. Jeśli ten temat Cię porusza, być może zainteresuje Cię też:

https://renatadiakow.pl/o-kobietach-i-mezczyznach/

https://renatadiakow.pl/wielkie-oczy-2/

https://renatadiakow.pl/zycie-i-smierc/


Jeśli chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami lub rozpocząć proces pracy nad własnymi wzorcami relacyjnymi, zapraszam do kontaktu ».

A jeśli zainteresował Cię temat kobiecości, zachęcam do wysłuchania podcastu: „Ewangelia według Piłata”- książka o kobiecej mocy.

Z miłością,
Renata Diaków
autorka książek, edukatorka, towarzyszka w odkrywaniu siebie.